czwartek, 24 listopada 2011

ULISSEJA




KOLANKO, ŻELAZNE, HYDRAULICZNE
Podniesione 12 listopada 2011, w piwnicy, grzebiąc, szperając.

To już ostatnie godziny. Może minuty nawet. Wydaje się, że nigdy nie zrobi się dzień. W zasadzie nigdy... Dla mnie... Musiałby stać się cud. Ale taki cud prawdziwy - Jezus spacerujący po falach, muskający je, miziający, uśmiechnięty. Patrzy – peryskop. Chwyta za niego i wyciąga cały okręt, widzi mnie, jedynego żyjącego członka załogi. Co ty tu, bracie, robisz? O, Boże! Sam wśród trupów? Wirus jakiś? Ciebie nie zaatakował? Dziwne, może coś podobnego już przechorowałeś, uodporniłeś się... Smród niemożliwy, ech, ludzie, jak oni się rozkładają. Przecież nie masz czym oddychać. Umarłbyś tu z kretesem gdyby nie ja, jeszcze godzinka, dwie, i po tobie. Ciekawe, że przeszkolili cię do obsługi peryskopu, a okrętu wynurzyć nie potrafisz. Masz ci los. I skąd on by to wszystko wiedział? No skąd? I czemu by od niego tak cuchnęło rybami? No czemu?

niedziela, 20 listopada 2011

PTAH




KAWAŁEK DREWNA, MOŻE KORZEŃ, UBŁOCONY, UTYTŁANY
Podniesiony 9 września 2011, Sosnowiec, Dańdówka, ul. Wojska Polskiego, przystanek autobusowy w kierunku Dąbrowy Górniczej.

PTAH (regis canis volant) – ptak zwany potocznie dzikopiórem. Bardzo rzadki gatunek, znajdujący się na krawędzi wyginięcia, objęty ochroną. Lata bez używania skrzydeł, które trzyma zawsze przyciśnięte do tułowia, wykorzystuje je tylko do walki, jako siły napędowej używa ogona, którym obraca jak śmigłem, potrafi rozwinąć b. dużą szybkość w locie, zanotowany rekord to 260 km/h. Odwieczny wróg jastrzębi, myszołowów, sokołów. Zaczaja się na nie, kiedy te polują, najchętniej przed złowieniem przez nie ofiary, i zaczepia obraźliwym, strasznie głośnym skrzeczeniem. Starcie odbywa się w powietrzu. Ptah udaje, że się boi i ucieka, by nagle stanąć w powietrzu, dosłownie się zatrzymuje, rozwija skrzydła i wali nimi zaskoczonego prześladowcę po łbie. Kiedy ten jest lekko zamroczony i goni w piętkę, ptah wzlatuje wyżej i bombarduje żrącymi odchodami, które wypalają dziury w ciele wroga. Ofiara ptaha spada już w dół jak kłoda, kiedy ten udaje się w miejsce polowania w celu sprawdzenia jak się mają sprawy z gryzoniem, który miał zostać porwany przez drapieżcę. Jeśli okazuje się, że gryzoń (mysz, nornica, itp.) w jakiś sposób ucierpiał ugodzony dziobem lub szponem, ptah odprowadza go do domu.

środa, 16 listopada 2011

ŻABI DÓŁ




FLEK
Podniesiony 29 czerwca 2011, Dąbrowa Górnicza, Centrum, ulica Kościuszki, chodnik.

Zrób tak: znienacka połóż się na ulicy czy chodniku. Poważnie, co głupie miny robisz? To odświeża. Nie wstydź się, kurde, przecież i tak cię nikt nie zauważy, a nawet jeśli, to nie zwróci specjalnej uwagi. Ot, pijany, zaległ sobie, zaraz wstanie. I uśmiechaj się, tak, uśmiechaj się. Jak nie pijany  - to wariat. Nieważne przecież. To naprawdę odświeża. Widzenie odświeża, przywraca porządek rzeczy właściwy. Niby nic, taka żabia perspektywa. A jednak. Niepotrzebnie się wywyższasz, tak realnie rzecz biorąc, stoisz w szeregu z mrówką, czy żabą właśnie, nie przymierzając i bez urazy. Skala, synu, skala to względność. Nie spiesz się, poleż sobie. Zobaczysz przepływ, bieg, usłyszysz stukot obcasów i szmer rozmów, nie skupiaj się, niech będą szmerem, zwrócisz uwagę jak mijają. Są, nie ma, są, nie ma. Stuk, stuk, stuk, odchodzą w cień, w nic, są bez znaczenia, mgnienie, jałowość. Wszystko mija. Zobaczysz też, że nie wszystko jest takie, jakim być się wydaje. Skupisz wzrok na chwilę, dojrzysz na tej zgrabnej z daleka nóżce żylaczek czający się, przypudrowany. Ktoś chce, żeby go nie było, a on uparcie sobie jest. Albo będzie szła sobie luks lala, krótka spódniczka, brak majtek, zerkniesz z żabiej i ujrzysz dyndające jaja. Później wstaniesz i będziesz nowy, inny. Poczujesz we włosach powiew PRAWDY.

sobota, 12 listopada 2011

BOSKI WIATR




SAMOLOT W MODELU
Podniesiony 23 maja 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, las.

Jam jest kamikaze. Jam jest boski wiatr. Jak postanowiłem, tak zrobię. Pewnego pięknego, choć to nie jest warunek konieczny, dnia skieruję moją maszynę prostu w dół. Z pomocą przyjdzie mi grawitacja. Kiedy dotknę nosem ziemi, na pewno będzie huk. Na pewno będzie błysk. Na pewno będzie krzyk. Na pewno będzie strach. Będzie śmierć. Może będzie to targowisko, hipermarket, może biurowiec, park, ulica, przystanek, a może pusty kościół. Zastanów się, czy nie wyjdziesz wtedy na zakupy. A może weźmiesz wolne w pracy, bo kac, bo choroba, chandra, albo po prosu zaśpisz. Może samochód ci się zepsuje, będziesz musiał podjechać tramwajem. Może autobus będzie miał opóźnienie ze względu na korek w mieście, zamknięty przejazd? Wyprowadzisz psa do parku, żeby zrobił porządną kupę, wybiegał się? A może akurat pójdziesz z nim do lasu. Nie wiem. Wolisz przypadek czy  przeznaczenie? 

wtorek, 8 listopada 2011

MENHIR




KAMYCZEK
Podniesiony 3 października 2011, Sosnowiec, Pogoń, ulica Będzińska, chodnik.

Śmieszna rzecz. Zabłądziłem w okolicy domu, wiem, to niewiarygodne. Późno się zrobiło, ciemno, na szczęście noc ciepła, czerwcowa. Znalazłem się w miejscu, którego nigdy nie widziałem, nawet o nim nie słyszałem. Niesamowity nastrój mnie opadł, nie strach, nie, coś takiego nienazwanego. Jak na cmentarzu. Wokół ogromna, pusta przestrzeń upstrzona fallicznymi głazami, ze dwadzieścia ich było. Skąd to takie? Usiadłem pod jednym. Cicho, spokojnie, żywej duszy. Przymknąłem oczy. Naraz posłyszałem dźwięki, coś jakby trzask palonego drewna, wielkie ognicho, szum ogromnych płomieni, zawodzenie, wycie, jakieś powtarzające się mantry, zaklęcia w dziwnym języku, może po prostu dźwięki bez określonego języka. Otworzyłem oczy. Cisza, nic się nie zmieniło, noc, ciemno, pusto. Wstałem, stanąłem przodem do głazu, położyłem na nim dłonie, ciepło wpłynęło we mnie, opuściłem powieki. Znowu te dźwięki, jakby mnie przeniosło w inny świat, nawet nie chciało mi się przez chwilę z niego wracać, aż głodny się zrobiłem i senny. Wyciągnąłem marker, napisałem na białej twardej, chropawej powierzchni: byłem tu, Kemor, 21.06.20.. i ruszyłem w poszukiwaniu drogi do domu.   

sobota, 5 listopada 2011

POTRAFIŁ - TRAFIŁ!




TARCZA WYDRUKOWANA NA KARTCE A4, PODZIURKOWANA TRAFIENIAMI
Podniesiona 24 października 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, las.

w sam środek mnie
trafiło
korytarz drąży
słabnę coraz bardziej
miałby to być koniec już?
no chyba
coś krwi nie widać
czysty strzał
leżę i nic
czuję błękitne wciąż niebo
i jakiś furgot skrzydeł
ty, a może to Amor?
to by było coś
nie
na pewno nie
Amor nie używa kul dum-dum

środa, 2 listopada 2011

EWRIŁER IS ŁOR




KULKA DO PAINTBALLU
Podniesiona 24 października 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, las.

Gotowi? Tak? Nie do końca... Muszę wam coś objaśnić. Zaszły pewne zmiany, ulepszenia. Spójrzcie na kolby waszych karabinków, są trochę inne, nie? Dodałem zbiornik z farbą, wymienny. Chodzi o to, że nie musicie się czaić za drzewem, strzelać, packać się kulkami na odległość, cali w strachu, dodałem element walki bezpośredniej, oko w oko. Przyda wam się nawet na ulicy. Nie bójcie się, krzywda wam się nie stanie. Dążcie do starcia bezpośredniego, kiedy będziecie tak blisko przeciwnika, że nie będzie się dało złożyć do strzału. Po to te zbiorniki na kolbach. Walcie się nimi po łbach, wyzwólcie w sobie mordercę, ociekajcie krwią farby, poczujcie jak smakuje zabijanie, zasmakujcie goryczy umierania. Gotowi? Na pewno? No to wojna! Wooooojnaaaaaaaa!!!!!