środa, 25 stycznia 2012

BYWAM




KWIATEK SZTUCZNY OD CZEGOŚ ODPADNIĘTY
Podniesiony 16 lipca 2011, Cieszyn, okolice dworca PKS, chodnik.

się wmontowywuję
w różne
kameleonuję się
jestem ten obcy
jestem swój
widziany
niewidzialny
zależy którą nogą wstanę
lubię se popatrzeć
się wie
się lubi wiedzieć
włajaż?
zapytasz
włajam
odpowiem poznawczo
mam łaknienie

cóż że tylko w głowie
cóż się czepiasz

sobota, 21 stycznia 2012

GENESIS




PRZEŁĄCZNIK ŚWIATŁA
Podniesiony 28 listopada 2011, Dąbrowa Górnicza, Gołonóg, Al. Piłsudskiego, okolice zajezdni autobusowej, w trawie obok chodnika.

macam ręką po ścianie
na oślep
gdzieś tu musi być
zawsze gdzieś tu był
jest mam
pstryk
i staje się światłość
i widzę że to jest dobre
że półki że książki że szafa
że pies śpi w kulkę zwinąwszy siebie
normalnie
że ona z odrzuconą kołdrą
ciepła
wgłębienie w poduszce obok
to ślad
to ja kiedyś przed chwilą
więc to sen był
parchaty i mroźny
no już już
pstryk
moszczę się w ciemności
co się stało?
to ona z ciepła
nic nic
musiałem świat na nowo stworzyć

czwartek, 19 stycznia 2012

KRÓTKOPIS




DŁUGOPIS Z NIEBYWALE OBGRYZIONĄ ZATYCZKĄ
Podniesiony 2 czerwca 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, w stercie śmieci w lesie.

Teraz to już mogę ci powiedzieć. Uwierało mnie to przez tyle lat. Poza tym mam w tym mały interes, bardzo osobisty. Wiesz,  że nigdy nie byłam egoistką. Zawsze na pierwszym planie byłeś ty, Sabinka, no i oczywiście tata. A teraz, na stare lata... Pamiętasz tę paczkę długopisów, którą ci podarowałam jak byłeś w pierwszej klasie liceum? Te niebieskie... W każdym z nich był zamontowany taki mały przekaźniczek. Byłeś strasznie skryty i nadwrażliwy. Nic o tobie nie wiedziałam... Nic... Tyle, że piszesz pamiętnik, zapisujesz zeszyt za zeszytem. Gdzie ty je chowałeś? Nie powiesz? To nic, to nic, to bez znaczenia. Bo były te przekaźniczki, więc docierało do mnie każde słowo, każda notatka, co w szkole zapisujesz, potem na studiach, znałam każdą twoją tajną myśl, wiedziałam o imprezach, o twoich sercowych podbojach, o pijaństwach, narkotykach... Jak zgwałciliście z Edziem tę dziewczynę w dyskotece. Jak pobiliście jej chłopaka, nie tylko jego zresztą. Ten mały, rudy, wiesz, nie możesz nie pamiętać... Uszkodziliście mu kręgosłup, widuję go czasem, na wózku jeździ... Napawało mnie to zgrozą, miotałam się, no ale jesteś przecież moim dzieckiem... Jakbym to dzisiaj opublikowała, przegrałbyś tę kampanię z kretesem. Koniec marzeń o drugiej kadencji. Uspokój się, synku, już, już, oddychaj, weź tę tabletkę na ciśnienie. Przecież jestem twoją mamą, no już. Musisz zacząć o siebie dbać... Widzisz, chciałam cię prosić o taką jedną rzecz... Ta ustawa emerytalna... Zrób coś z tym, to przecież nie może tak wyglądać, wiesz co mam na myśli. Do tego kwestia ministra Kałuży, pożal się Boże, kurwa mać, spraw, żebym więcej nie widziała jego zakazanej mordy w telewizorze... Och, jaka się zrobiłam zmęczona... No, pocałuj mamusię i idź już, zdrzemnę się kapeczkę.   

niedziela, 15 stycznia 2012

JADAJ




FRAGMENT CZEGOŚ, JAKIEŚ LAMPY Z TELEWIZORA, CZY JAK
Podniesiony 16 grudnia 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, w leśnym pogorzelisku.

Zawsze chciałem być prywatnym detektywem. A chcieć to móc. Wziąłem pożyczkę, kupiłem garnitur, brązowy prochowiec, kapelusz, pistolet, wynająłem niewielkie biuro. Sprzęt podsłuchowy, namierzający i naśledzający zrobiłem sam, jestem majsterkowiczem zapalonym, cóż to dla mnie. Codziennie chodziłem do biura na ósmą i siedziałem do trzeciej. Minął miesiąc i nic, nudy na pudy. Postanowiłem popracować dla czystej przyjemności pracy. Tak od niechcenia zamontowałem własnej roboty radar z kamerą i podsłuchem w męskim kiblu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Długo nic się nie działo. Ale godziny oglądania i słuchania sikających, pierdzących i walących konia facetów w czerni nie poszły na marne. Ktoś w Ministerstwie kręcił niezłego wałka. Skumali się z Nadleśnictwem Brody i przemycali na wielką skalę narkotyki do Niemiec, ukrywali je w racicach saren i jeleni, takie wyżłobienia w nich robili zamykane na małe drzwiczki. Kto będzie kontrolował dzikie zwierzęta? Się wie – nikt. Zastanawiałem się co zrobić z tym gorącym materiałem, kiedy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło konkurs na aferę. Wysłałem raport i kilka krótkich filmików. Zacząłem otrzymywać głuche telefony, puste maile, esemesy z reklamami jabłek. Boję się. Jak ja się teraz boję!!!

środa, 11 stycznia 2012

POTENC JA




KAWAŁEK PLASTIKOWEJ POMARAŃCZY, NIE WIADOMO CO (CHOLERA, ALE HECA!!!)
Podniesiony 11 lipca 2011, Sosnowiec, w autobusie 805, pod Szpitalem Wojewódzkim.

witaj nieznajomy
nie mogę ci się przedstawić
bo po prostu nie wiem czym jestem
nazwijmy mnie na twój użytek
tabulą rasą
zależę od ciebie
możesz mnie ze sobą zabrać
koralikiem stać się mogę
uchwytem do nożyczek
takim na palec wiesz
do kluczy breloczkiem
świecidełkiem przyklejonym do papucia
gilotynką do cygar
szkłem powiększającym
cyfrową kamerą o rozdzielczości miliard
latryną turystyczną
otworem masturbacyjnym
czym tam chcesz
możesz wziąć mnie ze sobą
należę do ciebie
no a ty kim jesteś
kim kiedyś być chciałeś
jest jak miało być czy jeszcze się stajesz

niedziela, 8 stycznia 2012

MOOJE GRAALTULACJE




RYCERZ – FIGURKA
Podniesiony 7 maja 2011, Dąbrowa Górnicza, Gołonóg, przystanek autobusowy, ul. Sadowa, za budką w trawie.

Zjeździliśmy się z Artkiem poszukując go. Na początku byliśmy pewni sukcesu, dumni, czuliśmy się wybrani, jedyni. Śmiechu warte. Po jakimś czasie, z dnia na dzień, traciliśmy wiarę w cel naszej wyprawy, a w pewnym momencie po prostu o nim zapomnieliśmy. Objechaliśmy cały świat, ba, byliśmy dalej niż świat, żadne mapy, żadne podania nie mówiły o ziemiach, na których zatętniły kopyta naszych rumaków. Widzieliśmy takie dziwy, że nie chcieliśmy wierzyć naszym oczom – piekielne bestie żyjące na lądzie i w wodzie, ludzi o obliczach czarnych jak smoła, suche, sypkie ziemie, na których słońce zabija, ciemności trwające dzień i noc, dzień i noc, aż do pomieszania zmysłów. W końcu go znaleźliśmy zimową porą w małej chatce na odludziu, nad morzem, służył staremu rybakowi jako pojemniczek na haczyki, spławiki i ciężarki. Oczywiście od razu zapłacił za profanację – wycięliśmy rodzinę w pień - jego, jego starą i syna z żoną i małą córeczką. Wpadliśmy w boski gniew i wybebeszyliśmy ich w mgnieniu oka. Wieczorem zasiedliśmy do uczty. Umyliśmy go i postawiliśmy przed Artkiem, w końcu to on był szefem. Nalaliśmy weń wina, Artek wypił i się zadumał. Wstał i uparł się, żeby wszystkim nam umyć nogi i obciąć paznokcie. Głupio się czułem w trakcie tych ablucji, widziałem, że inni też. Potem kazał Lancelotowi wstać i strzelił go z byka. Ten, już lekko wstawiony, podniósł się po ciosie i od razu bachnął Artka z piąchy w szczękę. Artek natychmiast złagodniał i kazał mu się uderzyć z drugiej strony. Lancelot, chciał, nie chciał, zrobił to. Artek otrząsnął się po uderzeniu, uśmiechnął ledwo dostrzegalnie z krwią na wardze, ucałował Lancelota w usta i wyszedł z chaty bez słowa. Po dwóch klepsydrach poszliśmy go szukać. Ujrzeliśmy go z brzegu, szedł po zamarzniętym morzu. Wołaliśmy za nim. Artek! Artur!! Królu złoty!!! Nie odwrócił się nawet. Zaczęło świtać, zmierzał ku słońcu, patrzeliśmy za nim, zmniejszonym do mrówki.
Przyszła wiosna, lód puścił. Zostałem tu, sam - łowię ryby, żyję z dnia na dzień. Jestem, o dziwo, szczęśliwy. Artek śni mi się czasem. We śnie przemawia do mnie basem.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

W KANAŁ




WIECZKO ZARDZEWIAŁE OD PUSZKI PO NAPOJU JAKIMŚ
Podniesione 15 kwietnia 2011, Dąbrowa Górnicza, ul. Skalskiego, jezdnia.

Ja po prostu już nie mogłam. Męczyło mnie tułanie się po wynajmowanych mieszkaniach, cholerka. Wzięłam i zamieszkałam w kanale. Kanał to jest coś, nawet sobie nie wyobrażałam. Żałuję tylko, że podjęłam tę decyzję tak późno. Chata ciasna, ale własna, jak mówił Gustlik w Czterech Pancernych. Kultywuję pamięć o moim dziadku, który walczył w AK, brał udział w Powstaniu, czuję się dziedziczką tradycji rodzinnej. Porobiłam sobie takie różne przegródki, mam osobną garderobę, sypialnię, toaletę, pokój gościnny. A gości ci u mnie dostatek, nie narzekam, jakby ktoś chciał wiedzieć. Z reguły faceci. Z reguły capi od nich niewiarygodnie. Ale jak się wytrzyma trzy pierwsze minuty, oswaja się jakoś człowiek z tym odorem. Mówią, że są bezdomni, zawsze jakieś wino przyniosą, jakieś stare, przechodzone hamburgery. Hoho, imprezek u mnie było już, nie zliczę, a co jedna to lepsza. Dzisiaj ma przyjść dziewięciu chłopa. Umówiliśmy się, że się napierdolimy jabolami, a później mnie zgwałcą, pobiją i okradną, zresztą, może w innej kolejności, będziemy improwizować. Ciekawe jak to jest...