niedziela, 26 lutego 2012

ROZSTĘP




BLACHY KAWAŁ SPĘKANEJ

Podniesiona 17 czerwca 2011, Dąbrowa Górnicza, Stara Pogoria, las, przy torowisku.

nie bo ma rozstępy
niebo ma cellulit
i zmarszczki
jest już w końcu stare
jak świat
dziurawe
pęka z trzaskiem
pęknięcie przelewa się
białym światłem flesza
błyszczy
rysa znika
cisza na chwilę
duje wiatr
jęczy
zawodzi mnie na bezdroża
znikąd pomocy
rzygnięcie
poziomy grubokroplisty deszcz

dostaję cios w twarz
mokrym ptakiem
zamykam go w dłoniach
niosę
tyka jeszcze

jeśli mnie nie rypnie pęknięcie
jak już wrócę do domu
wstawię go do klatki schodowej
pusta czeka

sobota, 18 lutego 2012

SIATKRATKA




KAWAŁEK KRATKI
Podniesiony 26 stycznia 2012, Dąbrowa Górnicza, ul. Legionów Polskich, chodnik przy jezdni.

jaka okrągła nie?
wystaw mi
nie gramy jak dzieci przy trzepaku
gramy na trzy jak prawdziwi
rasowi
zawodowi
o złote kalesony
sędzia kalosz
zoba ilu nas jest
niewinnych
niech każdy se odbije
co będziemy tak stać
odbiór wystawka ścina
punkt
dzień
tydzień
rok
pyk
twój serwis
dobry jesteś
trenowałeś?
mówiłeś że brzydzisz się sportem
mówiłeś że za co siedzisz?

niedziela, 12 lutego 2012

ZAPAMIĘTNIK




PAPIERKI, ZŁOŻONE RAZEM, SPIĘTE, JAK BIBUŁKI TROCHĘ, ALE NIE BIBUŁKI
Podniesione 7 lutego 2012, Dąbrowa Górnicza, Gołonóg, Al. Piłsudskiego, przystanek autobusowy w stronę Centrum, pobocze chodnika.

Mam taki mały, podręczny pamiętniczek. Malusieńki, żeby zawsze nosić go ze sobą, żeby się wszędzie zmieścił. Nawet w kąpielówkach zrobiłem specjalną kieszonkę wodoodporną, tam go moszczę razem z urwanym wkładem do długopisu.
Żeby w każdej chwili móc zapisać.
Co ważnego się dzieje.
Co się w ogóle dzieje.
Żeby każdą chwilą żyć straszliwie intensywnie.
Świadomie.
Do każdej chwili mogę wrócić dzięki zapiskom i przeżyć ją raz jeszcze, i jeszcze raz, ponapawać się, podelektować. Pomanipulować. Czasem.
Złe i smutne rzeczy też przecież zapisuję, ale do nich nie wracam. Nigdy. Po co?
Coraz mniej wychodzę. Coraz mniej robię.
Zapisuję.
Notuję, bazgram.
Boję się coraz bardziej.
Boję się, że coś mi umknie, że czegoś nie zapiszę.
Nie zauważę.
Stracę.
Siódma piętnaście.
Drapię się po głowie.
Mam chyba łupież.
Na zewnątrz minus osiemnaście. Zimno, kurwa. Mróz.
Kroję chleb.
Na śniadanie powidła od mamy. Jabłkowe. Słodkie.
Sikać mi się chce. A, może jeszcze wytrzymam, poczekam.
Ptak przeleciał, przeciął kadr okna.
Ciekawe, czy ptakom zimno w taki jebany mróz.
Za piętnaście ósma.
Nie no, idę.

środa, 8 lutego 2012

MASYW




POKIERESZOWANY KAWAŁEK BLACHY
Podniesiony 24 stycznia 2012, Dąbrowa Górnicza, Gołonóg, Al. Piłsudskiego, okolice dworca PKP, chodnik.

Za górami, za lasami...
Przez całe życie docierały do mnie sprzeczne informacje.
Co jest za górami? Co jest za lasami?
Mama i tata wykręcali się sianem.
Nie byli pewni. Oni, tacy zawsze wszystkowiedzący.
Tu i tam przeczytałem, że chatynka krasnali.
Że zamek z piękną królewną, że smoki, że...
Nic pewnego.
Coś tam musiało być, coś było na rzeczy.
Marzenia, karmiłem się marzeniami.
Coś...
Osiągnąłem wreszcie wiek odpowiedni, by wyruszyć.
Wyruszyłem.
Pokonywałem góry, pokonywałem lasy.
Wicher był mi bratem.
Halny mnie prowadził.
Powiewem oddychałem.
Podszyty wiatrem kubrak miałem.
Dotarłem.
Za góry, za lasy.
Nie zabawiłem długo.
Właściwie po kilku minutach zawróciłem.
Za górami, za lasami było mi smutno jakoś.

sobota, 4 lutego 2012

ŁEB OBDARTY




KARTA SIM
Podniesiona 11 czerwca 2011, Sosnowiec, Centrum, przystanek autobusowy pod dworcem PKP w stronę Czeladzi.

czego siedzisz
rozdaj
myślałeś że wstaję
że odpuszczam myślisz
e tam
nie myśl tyle
tasuj
ja tam lubię
posiedzieć przy stole
pobajerzyć
dobrą minę zrobić
zapalić
karta też lubi (ponoć)

rozczulasz mnie
kiedy nie potrafisz ukryć
radości z kolejnej przegranej
kiedy marnie oszukujesz
karty znaczysz

wiesz co
ja też cię poszukam
naznaczę
jeden as do rękawa
drugi raz do skarpetki
że niby się drapię w łydkę
poudaję

cztery czarne asy
mój wygrany wachlarz

sprawdzasz?

środa, 1 lutego 2012

WIOLKA




FIOLECZKA, MALUTKA TAKA, NIEŚMIAŁA
Podniesiona 23 stycznia 2012, Katowice, Centrum, ul. Uniwersytecka, chodnik.

Mój Dżin mi prysnął, psia mać.
Przez nieuwagę. Sięgałem ręką do kieszeni, chciałem dobyć chusteczki.
W buteleczce go trzymałem malutkiej takiej, nieśmiałej, niepozornej.
Zawsze go ze sobą miałem, zawsze.
Nieraz mnie korciło, żeby go wypuścić, zażyczyć sobie trzy razy, ale nie.
Czekałem na czarną godzinkę.
No i zaplątała się buteleczka w chusteczkę, zgrawitowała na ziemię, nawet widziałem, zauważyłem, próbowałem ratować, ręką ruch zrobiłem, złapałem powietrze.
Za późno, za późno, psia mać.
Buteleczka pyk, na ziemię, koreczek się odkoreczkował, syknęło i mój Dżin śmiejąc się szyderczo jął ulatywać do góry, w chmury.
Refleks, błysk myśli, łapię go za obutą w miękki sandał stopę lewą.
Lecę z nim, gdzie moje życzenia, krzyczę.
Coraz w górę, coraz wyżej, coraz chłodniej.
Zerkam w dół, aż kręci się w głowie.
Nagle, bez uprzedzenia, prawa stopa Dżina kopie mnie w skroń.
Co zrobić, ból zwycięża, odruch, puszczam stopę złego duchola, przystawiam dłoń do skroni, żeby sprawdzić, czy mi krew nie leci, odrywam się, lecę, lecę, spadam.
Łaaaaaaaa, wyję.
Buchachacha, słyszę rechot złośliwca.
Żebym przeżył, żebym się nie połamał, niech mnie kule biją, myślę szybko jak światło.
Miękko ląduję na ulicy, nie jestem połamany, kulawy facet zaczyna mnie okładać kulami, opadając zdeptałem czosnek, którym pokątnie handlował.
Masz swoje trzy życzenia, buchachacha, masz swoją czarną godzinkę, słyszę głos z góry, prosto z kłębiastej chmury.