niedziela, 11 grudnia 2011

KREW CZY WINO




SERDUSZKO
Podniesione 29 czerwca 2011, Dąbrowa Górnicza, Centrum, przystanek autobusowy pod Pałacem Kultury Zagłębia, między kostkami brukowymi, zbrukane.

- O, kardiologu! O, kardiolożku! – krzyknął Zbój tarasując jezdnię sporym konarem. Samochód stanął, Doktór wychylił głowę przez otwartą szybę, był zbyt dumny i blady, żeby wysiąść.
- Co tam, dobry człowieku? – chciał wiedzieć z miejsca.
- Dobry człowieku! – prychnął szyderczo Zbój. – Dobre sobie, niezły z ciebie frant! Jestem czystym złem. Nie mam serca.
- To nie trzeba było do gabinetu? Na wizytę się zapisać?
- Nie mogę się w gabinetach pokazywać. Listem gończym mnie gonią, psami gończymi, agentami. Mordowałem, gwałciłem, rabowałem. Dlatego przyczaiłem się tu, na zadupiu, nieopodal jest moja kryjówka, lepianka, ziemianka. Przygotowałem wszystko: eter, skalpel, chwytaki, igłę i nici. Zrób mi zabieg, wstaw mi serce, nie mogę już bez... Jestem królem podziemia. Oddam ci połowę królestwa i córkę za żonę jak operacja się uda i będę mógł być dobry. Bierz całe królestwo, pal to sześć. Ja mogę wziąć twoją praktykę. Byleby coś we mnie tykało, kurwa, wisz jak jest.
- Wchodzę w ten biznes – Doktór nie zastanawiał się długo.
Stoczyli samochód Doktóra w przepaść, spalili za nim most i poszli do kryjówki Zbója na piechotę. Tam Doktór uśpił się i wymontował swoje serce. Nie było mu już potrzebne, miał być królem podziemia, złym, znudziło mu się już łatanie serc. To miało być jego ostatnie. Wszył swoją pikawę w pierś Zbója, uścisnęli sobie dłonie, cmoknęli się w poliki i Zbój poszedł w siną dal, bo mgła była. Kiedy mgła opadła, dotarł do gabinetu, wdział kitel i przeprowadził sześć udanych sercowych transplantacyj, nowatorskich. Dostał Nobla, pomagał biednym i potrzebującym, założył wielodzietną rodzinę, dożył swoich dni syty szczęścia, chwały i miłości, której mu tak bardzo brakowało. A Dochtór? Dochtór został zdetronizowany trzeciego dnia na skutek spisku i wydany specjalnym służbom. Dożył swoich dni w karcerze, szarpany przez szczury, głód i pragnienie, bo co to jest pół bochenka i kubek czarnej kawy dziennie, przecież tym się nie da nasycić. A mógłby pić kawy bez liku, straszliwie mocnej, szatana wręcz, i nie miałby kłopotów z sercem, krążeniem i takimi duperelami.