ZARDZEWIAŁY ZNACZEK, PRZYPINKA TAKA
Podniesiony 3 października 2011, Sosnowiec, Pogoń, przystanek autobusowy pod kościołem Świętego Tomasza.
Królewna Ścieżka. Międzystanowa Sześćset Sześćdziesiąt Sześć. Zewsząd donikąd. Przemknął nią Kowalski i z punktu zniknął.
Idę poboczem z rękami w kieszeniach. Wokół specjalnie nic się nie zmienia. Płasko, cicho, pusto. Samotność dziwna, wahliwa, kojąca – niepokojąca.
Niebo obniża się niebezpiecznie, szarzeje, mruczy. Burza nie nadchodzi, grubymi kroplami zaczyna siec deszcz. W sekundę jestem mokry. Jakiś afront atmosferyczny. Urwanie chmury. Kawałek wirując opada na drogę, tuż przede mną. Schylam się, podnoszę, trochę niepewnie, w końcu to chmura, należy do nieba. Delikatna, lekka, miękka, trochę jak kawał ligniny. Chowam do kieszeni.
Wychodzę z deszczu na suchą szosę. Tędy afront nie przeszedł. Przecieram twarz ligniną chmury, oczyszczam nos.
Cały czas pusto i cicho. Żywego ducha.
Wyciągam ostatniego papierosa. Odwlekam chwilę, obracam go w palcach, miętoszę filtr ustami. Dobywam grzechoczące pudełko zapałek. Wiem, że pośród wypalonych znajdę tam tylko jedną dobrą. Ostatnią. Ostatnia zapałka do ostatniego papierosa. Podobne przyciąga podobne. Pocieram czerwony łepek o draskę, osłaniam dłońmi mały furczący ogieniek. Wrrrrrrrrhhh! Potężny tir, pełen rozpędu mija mnie i gasi. To koniec.
Prometeuszu! Gdzie jesteś?! Prometeuszu! Daj ognia!