wtorek, 9 sierpnia 2011

DLACZEGO

Dla niepoznaki doklejam sobie brodę i wąsy.
Bo jest tak, że coś mi każe schylać się i podnosić rzeczy.
Różne, wszelakie.
Znalezione – nie kradzione.
Te przedmioty drążą w mojej głowie korytarze jak korniki.
I już tam zostają.
Więc co jakiś czas zamykam się w studio, biorę aparat do ręki, świecę światło i robię sobie trepanację, taką malutką trepanacyjkę.
Bo przecież głowa mała.
No a później...
Później litery mi się rozsypują, niesforne. Skubane.

Wpadł mi w słowo pewien pan:



Intrygował mnie jedynie przedmiot, odrębna, odosobniona, nieistotna rzecz. Mogła to być część ciała ludzkiego, klatka schodowa w teatrzyku wodewilowym, komin albo guzik znaleziony w rynsztoku. Cokolwiek to było, pozwalało mi się otworzyć, poddać, złożyć podpis. Nie mogłem się bowiem podpisać pod rozgrywającym się wokół mnie życiem, pod ludźmi, którzy stworzyli znany mi świat. Stawiałem się zdecydowanie poza ich światem, tak jak kanibal stawia się poza obrębem cywilizowanego społeczeństwa. Przepełniała mnie perwersyjna miłość do rzeczy samej w sobie – nie tyle więź filozoficzna, ile żarliwy, rozpaczliwie żarliwy głód, jak gdyby w tej porzuconej, bezwartościowej rzeczy, przez wszystkich pogardzanej, kryła się tajemnica moje regeneracji. (...) Mikroskopowym okiem wychwytywałem każdą skazę, każde ziarnko brzydoty, które dla mnie stanowiło o pięknie danego przedmiotu.

Hery Miller „Zwrotnik Koziorożca”