niedziela, 14 sierpnia 2011

ORZEŁ WYLĄDOWAŁ



MONETY
Podniesione 10 czerwca 2011, Dąbrowa Górnicza, ul. 3 Maja, na trawniku

Tak dla niepoznaki. Że niby nikt nic nie wie. Poliszynel. Bo godło, bo orzeł. Gorzeł. Zamknięty w klatce, wpisany w okrąg. Zaklęty. Ciekawe co by było gdyby... Go pocałować. Zatkać nos i pocałować na bezdechu, bo w końcu pecunia olet, cokolwiek by nie mówili. Błysnęłoby, buchnęło, zadymiło i pojawiłby się piękny królewicz wypluwający z ust pierze, a ono by nie chciało, bo przez tyle lat przywierało i przywykło, że królewicz to zwykły orzeł. A poza tym pierze się niesfornie, drażniąco przylepia do wilgotnych rzeczy, takich ust na przykład. No i królewicz, mając jeszcze w ustach trochę pierza, zakrzyknąłby ochryple, bo dawno gęby do nikogo nie otwierał, żeby ludzkim władać językiem: Który to kmiot? Nogi z dupy powyrywam! Żeby mnie na tyle lat unieruchać i unielocić! (staropolskie). Udobruchałby się w końcu, nie taki z niego furiat, żeby aż tak. Może dlatego, że ktoś uświadomiłby go o przywróceniu korony na orła głowie, cholera. Władza - wabik, lepik, stara prawda. Poza tym dowiedziałby się też, że jest pod ochroną, niektórym pomyliłby się królewicz z orłem. Czyli co? Władza absolutna. Pierwszym edyktem nakazałby spalenie wszystkich portfeli, skarbonek i kieszeni – byłyby dla niego symbolem więzienia i ciemności. Przekułby też na pewno wszystkie monety. Rewersu by nie było. Zakazałby gry w orła czy reszkę. I tak naprawdę trudno byłoby mu się dziwić.